Od lat, gdy tylko dopada mnie chandra idę do centrum kwiatowego, by "nacieszyć oko" / może wypracowałam sobie tę metodę, bo mam blisko?/. Tam wyłączam się zupełnie z doczesności, a oglądane ŻYCIE w przepysznej oprawie kształtów i kolorów doskonale ładuje moje akumulatory. Kocham kwiaty i mam ich trochę w domu i w ogrodzie, ale wybieram gatunki dla, jak to określam, "ciężko zapracowanych", czyli śliczności moje nie poświęcę wam dużo czasu. Teraz wzięło mnie na storczyki.
Zawsze uważałam, że są baaardzo trudne w uprawie, gdy tymczasem oferowane obecnie / nawet w marketach/ to te najmniej wymagające. Czyste gatunkowo rośliny nie wytrzymałyby tych prowizorycznych warunków, więc sprzedawane są głównie mieszańce.
Wybrałam kilka epifitycznych- rośliny " mieszkające" na innych roślinach, ale nie pasożytujące na nich. Rosną, przyczepiając się do gałęzi i pędów tropikalnych drzew, czy krzewów. Pokarm i wodę pobierają zwykłymi i powietrznymi korzeniami z resztek organicznych zgromadzonych w wyżłobieniach kory.
Stąd pięknotki sklepowe w pojemikach mają przede wszystkim korę.
I teraz musimy tylko zadbać, by : kora była leciutko wilgotna, trochę światła i dobrze wietrzone pomieszczenie /jak mówił mój Tata : "od świeżego powietrza jeszcze nikt nie umarł"/.
Później podam jak sobie radzę przy niewielkim nakładzie czasu.